piątek, 27 sierpnia 2010

Narzek, narzek, narzek.

  Nie ma to jak spierdolić trzy piękne kartki drogiego brystolu.


   Zaczęło się od tego, że parę miesięcy temu dostałam ofertę - można powiedzieć pracy. Ktoś tam wyhaczył mój rysunek smoka, i powiedział, że chętnie nawiąże ze mną współpracę, bo zbierają ludzi do stworzenia książki o smokach i ten rysunek by się nadawał. Czy wyrażam zgodę wziąć udział? No jasne, że tak. Chyba tylko jakiś wykastrowany debil by się nie zgodził, jeśli jest spora szansa że dostaniesz 100$ za każdy twój rysunek opublikowany w tej książce. Tego maila dostałam akurat w dzień wyjeżdżania z internatu, pamiętam dobrze. Jeszcze z Muchą rozmawiałam o tym, jaka to świetna okazja na wypromowanie się, i zarobek. Do czego dążę? Pomimo dwóch maili, które dostałam od nich (już po terminie składania prac), nie wzięłam się za nic. Nie chcę o tym myśleć, a kiedy już mi się przytrafi - najczęściej narzucam poduszkę na łeb, zaciskam zęby, i wrzeszczę w myślach. Dlaczego? Nie wiem.
Tak, to jest pół kartki, nie cała. Była już obcięta
(przeze mnie, a przez kogo), więc skrzywdziłam ją
tylko w kawałku - większym.
   Ostateczny najostateczniejszy termin jest 31 sierpnia. I postanowiłam, że jak nie zrobię, to... No kurwa, co? Przestanę jeść? Rysować? Zacznę palić? A może przestanę wchodzić na deva? Haha, dobre. Tak naprawdę nic bym nie zmieniła, ale miałabym kolejny powód, żeby szczerze nienawidzić swojej osoby. I właśnie to uczucie jest najgorsze.
   Całkiem niedawno, rozmyślając sobie najprawdopodobniej przy porannym myciu garów uświadomiłam sobie, że nie ma takiej rzeczy, którą bym w sobie lubiła - mówię tutaj o wyglądzie. To się dokłada do melancholii, w jakiej siedzę od prawdopodobnie końca liceum. Nie żebym przykładała jakąś tam wagę wielką do wyglądu, ale miło byłoby mieć coś ładnego, ew. fajnego. No ale już tak jest, ze jak ktoś jest w jednym zajebisty do przecieku, marne szanse są że zaskoczy na innej płaszczyźnie. Haha. (tak, ta zajebista to ja./sarcasm mode - off)

  A ja dzisiaj zniszczyłam trzy wspaniałe, gładkie, bielutkie jak gluty Świętego Mikołaja kartki. Bo zachciało mi się artblocka przełamywać, kuffa jego mać. Dobrze, że jednak się nie wzięłam za Mamusiny obraz, bo też z pewnością oberwałby.

   Nie mam ochoty dalej pisać, ponieważ w międzyczasie zrobiłam sobie przerwę na spacer (który nic niestety nie dał, a głowa rozbolała), i straciłam wątek. Wrzucam tylko te kartki spierdzielone, a popatrzcie sobie.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Ukobiecowana

Chyba staję się coraz bardziej babska. To, co zawsze uważałam za zbędny balast dla ciała, portfela i duszy płci (podobno) pięknej, teraz zaczyna mnie ogarniać. I za cholerę nie wiem, co o tym myśleć.


A zaczęło się, od tego, że z mamą byłam dzisiaj na zakupach (mam znowu czerwone włosy, je!). W jakimś tam z kolei sklepie z szmatami wisiały sukienki. Śliczne. Kolorowe. Zwiewne. W przecenie. Ach! na szczęście zadziałał mój pierwotny instynkt i-tak-będziesz-w-tym-brzydko-wyglądać-odpuść-więc-sobie, brak większych funduszy oraz brat, któremu trzeba było w miarę szybko udostępnić samochód - zatem nie było czasu na przyodziewanie się w te cudeńka. Ale to jest coś naprawdę niebywałego: ja, która nosi sukienkę. JA. Co nie zmienia faktu, że były śliczne. Może schudnę, i coś z tego będzie.

Ostatnio zauważyłam u siebie kolejną niepokojącą zmianę - wydawanie pieniędzy. Póki co, zjawisko owe nie było mi zupełnie obce, aczkolwiek nie wydawałam do tej pory pieniędzy na ubrania/kosmetyki/biżuterię itd. Rzeczywiście staję się babska.

Nieee! Nie chcę!



Jako bonus, Kasia w sukience. Osoby wrażliwe, z chorobami serca lub układy nerwowego bądź skłonnościami padaczkowymi proszone są o nie przewijanie strony w dół.


[tutaj miało pojawić się zdjęcie Kasi, ale niestety panowie z elektrowni chcieli wyłączyć prąd w momencie, kiedy Kasia zapomina zapisywać plików. fuck]

niedziela, 15 sierpnia 2010

pierwsiejszy

Pierwszy post, może nie ostatni - żeby zobaczyć, jak będzie wyglądać i ewentualnie coś zmienić - tak na ślepo to do dupy.

Troche bez sensu się pisze - kwestia przyzwyczajenia, a może i tak nie będę odwiedzać tego bloga, więc tak czy siak to nie będzie potrzebne. To tyle.