niedziela, 14 listopada 2010

Coś ostatnio długo nie pisałam. Nie powiem czemu, bo to nie jest akurat ważne; tym razem spróbuję wybrać sobie jakiś motyw przewodni wpisu.
Czytałam dziś rano przy pieczeniu muffinków krótki artykuł w Computer ARTS o blogach właśnie. Dokładniej to o blogach prowadzonych przez artystów - cyfrowych, 'tradycyjnych', fotografów. I muszę przyznać, ze mimo iż nie przeglądałam bliżej ich blogów, musi to być jednak wspaniały pomysł (znowy piszę masło maślane, damn you Sygit).



Którąś tam radą z kolei odnośnie prowadzenia bloga było to, że powinno się wybrać temat przewodni jednego posta, i o nim tylko pisać - jeśli jest więcej wątków, o których chcę napisać, powinnam rozbić to nawet na kilka wpisów. Słuszna rada, ale jeśli ktoś nie potrafi pisać, tak jak ja, na niewiele się zda.

Zamiast dalszego narzekania na bezsens życia i klawiatury, wrzucam parę szkiców niedokończonych, które kiedyś tam może doczekają swoich szczęśliwszych dni.










PS, chyba muszę zmienić wygląd bloga, bo jak tak patrzę, to strasznie kiczowaty jest.

środa, 13 października 2010

O czym napisać? Mam cholerną ochotę coś skrobnąć, ale nie wiem o czym.

    Parę spraw się zdarzyło, ale właściwie nie widzę większego sensu tego pisać. Jako jedyna czytelniczka tego bloga spisuję co mi się tylko podoba, bez obaw.
    Nie, nie jest mi źle z powodu, że nie mam 'czytelników'. Zwisa mi to kompletnie, a nawet chyba lepiej, bo daje mi to większą swobodę. Chociaż i tak nie będę pisać tutaj wszystkiego, mam na myśli WSZYSTKIEGO; mogłoby się stać to kłopotliwe, wstydliwe, nieprzyjemne itd. Nie podsyłam linka nikomu (z wyjątkiem egipskiego kotka i owada), kto chce, ten znajdzie.


    Przeczytałam Zbieracza Burz. Wrażenia? Chcę więcej. I uwielbiam Grzeszkiewicza.
    Czytam zołzowatą książkę. Sympatyczna, a może mi coś pomoże? Tylko że właściwie, to nie oczekuję pomocy – będzie - ok, nie będzie potrzebna – też ok.
    Wydaję za dużo pieniędzy. Ale co zrobić, kiedy lubię?
    Jem za dużo. Ale co ma zrobić, kiedy lubię?
    Mało rysuję. Ale co zrobić, jeśli nie mam motywacji, chęci?

(Kawa rozpuszczalna + kapuczino orzechowe + mleczko + miodzik lipowy + rum) + czekolada mleczna jogurtowa =

niedziela, 26 września 2010

   Pomarańczowe włosy. Luve. Wyglądają jak płomienie - jeszcze bardziej luve. Jutro farbuję na "płomienną iskrę", zobaczymy co to będzie.

   Dzisiaj nie wzięłam ze sobą żadnych dokumentów na motor, ani komórki - jestem zajebista. Właściwie nawet szkoda, że nie stali, miałabym się czym pochwalić na fejs-zbuku :D Oby tyklo mandatu nie było - oszczędzanko.
   Właśnie zżarłam tabliczkę czekolady. I chipsy. Będę tłusta. A może tak ktoś mnie uratuje przed jedzeniem?
   Taka tylko krótka notka. W środę do Gda, i będzie chyba bez internetu, jakiś czas.

sobota, 11 września 2010

    Nie wiem, co jest nie tak, ale coś ciągle mi pies nie działa. Wkurza mnie to, bo jak zostanę pozbawiona najważniejszego dla mnie narzędzia, to się chyba powieszę. W przenośni, oczywiście.
   Poczytałabym jakąś fajną mangę. Mam co prawda Akagami no Shirayukihime, Ookami no Monshou, od czasu do czasu też Fairy Tail'a, a Ouran niedługo wyjdzie ostatni (!) chapter.... i co teraz? Ja potrzebuję mojej dziennej dawki moe!
   Dzisiaj kasia stwierdziła (właściwie to wczoraj/przedwczoraj, ale zapomniała o tym napisać), że najbardziej smakują jej chipsy solone. Oczywiście, pomijając fakt, że przecież ich nie je - znowu rok przerwy (haha.).


   Tudejsza porcja rysunku - stary, jak to został określony - "(...)taki trochę pedo..." - dzięki czemu nie powędrował na deva, by stać się printem, co by kasia sobie zarabiała, tudzież planując nabyć torbę, bynajmniej potrzebuje dev$, co by jej dodał ten właśnie oto print.
   Obcięłam go tak, że nie ma tutaj już nic 'pedo'.

piątek, 10 września 2010

"Coś skrobnę na bloga i idę spać"

powiększać i tak nie ma po co, bo to i tak
chibi obrazek
   Mam zajebiste (mam nadzieję) słuchawki :D Kosztowały co nieco i oby się okazały warte tych pieniędzy. Ładne są.
   Dwa dni temu byłam w Bdg, z teczką do Maciejewskiej i spotkać się z Iz i Martą Wu. Dziewczyny szukały mieszkania, i miło było im pomóc w tym ^^ Fajnie, jakby któreś z nich które wczoraj oglądały przypadło im do gustu. Ciekawi mnie, jak to będzie z "moim" mieszkaniem. Martwię się - chociaż w sumie nie mam raczej czego - to, jak przydzielimy pokoje powinno mi zwisać, a zazwyczaj właśnie takimi bzdurami przejmuję się najbardziej. Propozycja Marty była chyba najbardziej sprawiedliwa - jeden pokój, gdzie śpimy we trzy, a drugi jako dzienny/pracownie. Gdyby się tylko dziewczyny zgodziły spać razem w jednym pomieszczeniu (hehe) to byłoby z głowy - bo pomysł z przenoszeniem się na zasadzie "każda trochę pomieszka a każdym pokoju" jest moim zdaniem bez sensu, zwłaszcza, że pewnie znowu nazwożę w pizdu rzeczy, i się nie pomieszczę. Musiałybyśmy się spotkać jakoś, żeby obgadać, Maja, Natalia i ja.

   I wzięło mnie na malowanie, co jest całkowicie pozytywnym sygnałem. Co prawda Photoshop dalej mnie odrzuca (te nowe pędzle są zajebiste, ale jakoś nie rozumiem się z menu podręcznym), a do Paintera nawet się nie zbliżam - potrzebowałabym chyba kogoś obok, kto znałby się niego bardziej na tym i byłby łaskaw podzielić się doświadczeniem. Tak jak Ps całkowicie właściwie sama odkryłam, to do Paintera nie mam cierpliwości, chociaż - sama przyznaję - jest dużo lepszy do malowania od ps'a (no, może pomijając te nowe pędzle).
   To chyba byłoby na razie na tyle - właśnie leci u mnie z mp3 trzeci opening do Brotherhood'a, i dostałam ciarów. Zajebiste piosenki! Arta nie będzie, zadowolić się trzeba tym razem tym oto ćwierć-artem. Nowe słuchawki, na złość Rafowi.

niedziela, 5 września 2010

   Cóż, muszę stwierdzić, że spodobało mi się pisanie bloga. Może to za wcześnie żeby tak mówić, ale jakoś mnie ciągnie, żeby pisać tutaj - no i czasem wrzucić jakiś bazgroł. Jak na przykład ten obok - moja szczura, Haruhi. Ostatnio coraz bardziej mnie wkurza, wyskakuje z terra i  niesamowicie hałasuje w nocy. Ale znalazłam sposób na jej nocne przeszkadzanie - do łazienki, i zimną wodą po plecach. Działa :) Może to i rzeczywiście nie jest najlepsze rozwiązanie, a miłośnicy (fanatycy) szczurów powiesiliby mnie za moje własne włoski w nosie, ale kiedy o 2 w nocy szczur cię budzi uciążliwym skakaniem, drapaniem i gryzieniem, nie zastanawiasz się długo.

(jakiś tydzień później)
   Miałam pisać, jak to fajnie było pojechać z rodzicami na grzyby, ale mało było. W trakcie tego tygodnia kilka razy byliśmy, ale dopiero dzisiaj udało się nazbierać nieco więcej; prawie wszystko zawiozłam z Andzicem Babci :)

   Znowu zdołowało mnie wejście tam, gdzie nie mam przecież już co szukać. Szkoda, bo chciałabym chociaż pogadać o byle gównach, albo czymkolwiek innym.


   Dobra, obiecana dwa wpisy wcześniej kasia w sukience. Nie tak to wyglądało pierwotnie, ale mnie to już nie obchodzi. Chcę swojego Usui'a.

piątek, 27 sierpnia 2010

Narzek, narzek, narzek.

  Nie ma to jak spierdolić trzy piękne kartki drogiego brystolu.


   Zaczęło się od tego, że parę miesięcy temu dostałam ofertę - można powiedzieć pracy. Ktoś tam wyhaczył mój rysunek smoka, i powiedział, że chętnie nawiąże ze mną współpracę, bo zbierają ludzi do stworzenia książki o smokach i ten rysunek by się nadawał. Czy wyrażam zgodę wziąć udział? No jasne, że tak. Chyba tylko jakiś wykastrowany debil by się nie zgodził, jeśli jest spora szansa że dostaniesz 100$ za każdy twój rysunek opublikowany w tej książce. Tego maila dostałam akurat w dzień wyjeżdżania z internatu, pamiętam dobrze. Jeszcze z Muchą rozmawiałam o tym, jaka to świetna okazja na wypromowanie się, i zarobek. Do czego dążę? Pomimo dwóch maili, które dostałam od nich (już po terminie składania prac), nie wzięłam się za nic. Nie chcę o tym myśleć, a kiedy już mi się przytrafi - najczęściej narzucam poduszkę na łeb, zaciskam zęby, i wrzeszczę w myślach. Dlaczego? Nie wiem.
Tak, to jest pół kartki, nie cała. Była już obcięta
(przeze mnie, a przez kogo), więc skrzywdziłam ją
tylko w kawałku - większym.
   Ostateczny najostateczniejszy termin jest 31 sierpnia. I postanowiłam, że jak nie zrobię, to... No kurwa, co? Przestanę jeść? Rysować? Zacznę palić? A może przestanę wchodzić na deva? Haha, dobre. Tak naprawdę nic bym nie zmieniła, ale miałabym kolejny powód, żeby szczerze nienawidzić swojej osoby. I właśnie to uczucie jest najgorsze.
   Całkiem niedawno, rozmyślając sobie najprawdopodobniej przy porannym myciu garów uświadomiłam sobie, że nie ma takiej rzeczy, którą bym w sobie lubiła - mówię tutaj o wyglądzie. To się dokłada do melancholii, w jakiej siedzę od prawdopodobnie końca liceum. Nie żebym przykładała jakąś tam wagę wielką do wyglądu, ale miło byłoby mieć coś ładnego, ew. fajnego. No ale już tak jest, ze jak ktoś jest w jednym zajebisty do przecieku, marne szanse są że zaskoczy na innej płaszczyźnie. Haha. (tak, ta zajebista to ja./sarcasm mode - off)

  A ja dzisiaj zniszczyłam trzy wspaniałe, gładkie, bielutkie jak gluty Świętego Mikołaja kartki. Bo zachciało mi się artblocka przełamywać, kuffa jego mać. Dobrze, że jednak się nie wzięłam za Mamusiny obraz, bo też z pewnością oberwałby.

   Nie mam ochoty dalej pisać, ponieważ w międzyczasie zrobiłam sobie przerwę na spacer (który nic niestety nie dał, a głowa rozbolała), i straciłam wątek. Wrzucam tylko te kartki spierdzielone, a popatrzcie sobie.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Ukobiecowana

Chyba staję się coraz bardziej babska. To, co zawsze uważałam za zbędny balast dla ciała, portfela i duszy płci (podobno) pięknej, teraz zaczyna mnie ogarniać. I za cholerę nie wiem, co o tym myśleć.


A zaczęło się, od tego, że z mamą byłam dzisiaj na zakupach (mam znowu czerwone włosy, je!). W jakimś tam z kolei sklepie z szmatami wisiały sukienki. Śliczne. Kolorowe. Zwiewne. W przecenie. Ach! na szczęście zadziałał mój pierwotny instynkt i-tak-będziesz-w-tym-brzydko-wyglądać-odpuść-więc-sobie, brak większych funduszy oraz brat, któremu trzeba było w miarę szybko udostępnić samochód - zatem nie było czasu na przyodziewanie się w te cudeńka. Ale to jest coś naprawdę niebywałego: ja, która nosi sukienkę. JA. Co nie zmienia faktu, że były śliczne. Może schudnę, i coś z tego będzie.

Ostatnio zauważyłam u siebie kolejną niepokojącą zmianę - wydawanie pieniędzy. Póki co, zjawisko owe nie było mi zupełnie obce, aczkolwiek nie wydawałam do tej pory pieniędzy na ubrania/kosmetyki/biżuterię itd. Rzeczywiście staję się babska.

Nieee! Nie chcę!



Jako bonus, Kasia w sukience. Osoby wrażliwe, z chorobami serca lub układy nerwowego bądź skłonnościami padaczkowymi proszone są o nie przewijanie strony w dół.


[tutaj miało pojawić się zdjęcie Kasi, ale niestety panowie z elektrowni chcieli wyłączyć prąd w momencie, kiedy Kasia zapomina zapisywać plików. fuck]

niedziela, 15 sierpnia 2010

pierwsiejszy

Pierwszy post, może nie ostatni - żeby zobaczyć, jak będzie wyglądać i ewentualnie coś zmienić - tak na ślepo to do dupy.

Troche bez sensu się pisze - kwestia przyzwyczajenia, a może i tak nie będę odwiedzać tego bloga, więc tak czy siak to nie będzie potrzebne. To tyle.